czwartek, 26 czerwca 2008

Bezjajeczne muffinki czekoladowe


By zapomniec o ostatnich przezyciach na tarasie postanowilam zajac sie czyms pozytecznym, czyli pieczeniem, bo nie ma jak zapach pieczonego ciasta, muffinow czy plackow, wypelniajacego caly dom.

Przepis ten wykorzystuje rowniez na ciasto, zwlaszcza torty gdy ktos z meza rodziny, ktora nie je jajek, obchodzi urodziny.
Muffinki sa bardzo proste i szybkie do wykonania, a co jest nietypowe dla bezjajecznych wypiekow sa bardzo puszyste, miekkie, wilgotne, takie naprawde mniamusne:) Naprawde polecam nie tylko osobom, ktore nie jedza jajek, ale rowniez do wykorzystania w podbramkowych sytuacjach, gdy musimy cos szybko upiec a nie mamy jajek, co mi sie bardzo czesto zdaza.

Muffinki zazwyczaj sa duzo wyzsze, ale z tego wzgledu ze wczoraj robilam je z podwojnej porcji i bylam ciagle rozpraszana telefonami, dziecmi i odwiedzajacymi, nie bylam pewna czy podwoilam ilosc sody. Wynika z tego ze nie:))

Zycze smacznego:

Bezjajeczne muffinki czekoladowe:

Skladniki:
1.5 szklanki maki
1 szklanka cukru
0.5 szklanki kakao
0.5 lyzeczki soli
1 lyzeczka sody oczyszczonej
1 lyzeczka aromatu waniliowego (w formie olejku tylko kilka kropel)
1/3 szklanki oleju
1 szklanka zimnej wody
1 lyzeczka octy (u mnie winnego)

Najpierw mieszamy wszystkie suche skladniki (kakao przesiewamy przez sitko), Nastepnie dodajemy wszystkie plynne BEZ OCTU!! dokladnie mieszamy i na koniec dolewamy ocet. Wlewamy do foremek muffinkowych w ilosci 2/3, wstawiamy do nagrzanego uprzednio piekarnika i pieczemy 30-40 min w temperaturze 175ºC lub do momentu gdy wcisniety patyczek bedzie suchy.

wtorek, 24 czerwca 2008

Straszace rusztowanie i Monster

Od kilku tygodni na moim tarasie straszylo rusztowanie wspinajace sie do osmego pietra naszego budynku. Powodem byly opadajace kafelki, ktore dzieki Bogu nie wyrzadzily nikomu zadnej krzywdy, bo tego samego poranka z malenstwem wygrzewalismy sie na tarasie i popijalismy bezkofeinowa kawke- malenstwo z kilku-godzinnym opoznieniem jako ze moja przetwornia mleczna tak dziala:))

Jak na portugalski styl pracy przystalo: czyli spiesz sie powoli, panowie budowniczy przybyli, sprawe obadali, zabronili wychodzic na taras, zagrodzili parking pod blokiem i znikneli na 4 dni. Po tym czasie pojawila sie spora grupka panow robotnikow sprytnie stawiajaca rusztowanie, co bylo z pewnoscia zasluga litrow piwa, ktore w siebie wlewali. Jak nagle przyszli, tak nagle znikneli, pozostawiajac jedynego robotnika, ktory przez jakies 4 dni naprawial kafle calego pionu budynku. Rusztowanie straszylo przez nastepny miesiac, doprowadzajac mnie do szalu, bo lato w pelni, moj bialy, piekny redodendron, ktory kupilam dzien przed opadaniem kafli zupelnie zniszczony, juka ledwo zipie, na tarasie i oknach tony kurzu. Wczoraj nad ranem uslyszalam jakies halasy. To panowie robotnicy raczyli sobie przypomniec o moim istnieniu, a moze po prostu bylo im potrzebne rusztowanie. W ciagu 2 dni uporali sie z praca, a ten sam pan pracus zostal obarczony sprzataniem. Spisal sie na piatke i nawet na moje podchwytliwe pytanie czy okna tez umyje, dlugo sie zastanawial. Umylam sama, dzisiaj. Piekny dzien, sloneczko grzalo w plecki, uporalam sie z praca dosyc szybko i zabralam sie za moje 3 kwiatki. Juke podlalam, pnacy jakis, ktorego nazwy nie znam, zupelnie zgubil liscie a redodendron zbrazowial i stracil kwiaty. Podnioslam doniczke, ktora nadal tkwila w reklamowce (pelnej wody, jako ze przez kilka ostatnich tygodni dosc czesto padalo) i spod spodu wypelzl monster, jak macie odwade to kliknijcie TUTAJ
Przerazona rzucilam doniczka i przygniotlam mu ogon- odruch zupelnie nie planowany. Corka uslyszawszy moj wrzask przybiegla i tez zamarla w bezruchu. Jeszcze 4 lata temu, bedac w irlandzkiej szkole katolickiej powiedzialaby: Mamo, przeciez to stworzenie boskie....dzis tak nie powiedziala, za co jestem jej bardzo wdzieczna, bo lapanie malej myszki w nie-zatrzaskowa pulapke to cos zupelnie innego. Przez bardzo dlugi czas zastanawialysmy sie jak pozbyc sie goscia, bo z pewnoscia wlezie nam do domu, i po niechrzesciajansku monster wyladowal w smietniku daleko od mojego bloku. Gdy emocje opadly, choc gesia skorka pozostala na wiele godzin, zalowalam ze nie zrobilam zdjecia, ba nawet przelecial mi przez mysl plan by isc i wyciagnac stwora ze smieci. Corka szybko wybila mi ten pomysl z glowy. Spedzilam nastepne kilka godzin buszujac w internecie i szukajac nazwy tego wielonogiego potwora. Najbardziej przypomina to Skolopendre, tej ze zdjecia. Wiekszosc z nich posiada jad w kazdym odnozu, co jest ponoc dosyc nieprzyjemnym doswiadczeniem, a dla malych dzieci wrecz niebezpiecznym. Byc moze to wcale nie byla Skolopendra, wiec jezeli ktos z was mieszka w Portugalii i spotkal sie z tym brzydactwem- ok.15 cm, grubosci baterii AAA, w paski, z zoltymi nozkami, niech mi podpowie. Wolalabym wiedziec ze jest to kraj z nieszkodliwymi wielonogami. Brrrr, co za dzien!!

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Teczowa salatka z kurczakiem i brzoskwiniami


To jest to co Agunie lubia najbardziej- latwo, szybko i smacznie. Z reguly nie lubie dla siebie gotowac, ale pozostalosci kurczaka piri piri z poprzedniego wieczoru byly silniejsze ode mnie. Salatka jest naprawde smaczna, ale jedynie dla tych ktorzy lubia polaczenie slodkiego ze slonym.

Choc nigdy sama nie grilowalam kurczaka piri piri, bo te ze sklepow i restauracji sa naprawde smaczne, napisze kilka slow o chlubie i dumie Portugalczykow, nawet jezeli potrawa ta wywodzi sie z Angoli i Mozambiku- dawnych kolonii portugalskich.

Portugalczycy sa silnie przywiazani do swoich potraw narodowych, z ktorych sa bardzo dumni, i ktore namietnie jedza podczas lunchu, zazwyczaj w restauracji i wieczorem na kolacje w domu. A w weekendy ida do...portugalskiej restauracji:)) Dziwi mnie fakt ze innego rodzaju restauracje tez calkiem niezle prosperuja (bo to zarloczny narod)- byc moze to mlodsze pokolenie eksperymentuje w smakach.
Nie zapomne momentu gdy po raz pierwszy zetknelam sie z portugalskim saudade (tesknota za domem). Oczekiwalismy na samolot z Dublina do Lizbony otoczeni spora grupka emerytow, ktorzy wlasnie wracali do Portugalii z wycieczki po Irlandii. Jak to na Portugalczykow przystalo rozmawiali bardzo glosno, glownie krytykujac irlandzkie jedzenia, i jak jeden maz nagle rozanielili sie na twarzach bo ktos wspomnial frango (kurczaka), byly ahy i ohy, a ja nie wiedzialam o co chodzi bo maz wolno tlumaczyl. Dzis wiem jaki kurczak przyprawil ich o sliniotok.

Potoczna angielska nazwa to chicken piri piri, i jest to grilowany kurczak, a raczej kurczaczek (malutki), na tyle maly by mozna bylo go rozplaszczyc i piec w calosci- Butterfly effect. Uprzednio jest marynowany przez kilka godzin w sosie, na bazie papryczki cayenne (kajenskiej). Na marginesie dodam ze obniza ona cholesterol, przyspiesza przemiane materii i oprocz wlasciwosci kulinarnych jest stosowana w medycynie naturalnej (przy bolach brzucha, problemach ukladu krazenia, bolach reumatycznych i bolach gardla).Wracajac do kurczaka- je sie go z frytkami, zwyklymi chipsami lub chlebem. Sklepikow i restauracji z grilowanym kurczakiem jest w Portugalii zatrzesienie i sami czesto jestesmy ich goscmi. Tym razem kurczaczka take-away z "grilowni" bylo tyle ze zostalo na nastepny dzien...dla mnie na salatke. Ale sie rozgadalam, przepraszam. Obiecuje wyprobowac przepisy na sos piri piri i wstawic na blogu.

Teczowa salatka z kurczakiem i brzoskwiniami

Porcja na 1 osobe

Skladniki:
4 listki zielonej salaty
1 pomidor
2 polowki brzoskini z puszki
100g zoltego sera (u mnie kozi)
Pozostalosci pieczonego kurczaka (u mnie piri piri)

Sos:
1 lyzeczka sosu sojowego
1 lyzeczka soku brzoskwiniowego z puszki
1 lyzeczka oliwy z oliwek
1 lyzeczka octu balsamicznego
sol, pieprz do smaku

niedziela, 15 czerwca 2008

Banoffee pie z truskawkami

Truskawkowy Tydzień




Tak wiele jest wspanialych przepisow z uzyciem truskawek, a ja mialam trudnosci z wybraniem tego jednego na tydzien truskawkowy zorganizowany przez Olge na jej blogu Smak Imprezy . Powodem jest brak czasu i co gorsza natchnienia na kucharzenie. Wine za to ponosi moj siedmio-i-pol-miesieczny synek, ktory nie dosc ze rosnie z gigantyczna predkoscia to w dodatku obrazil sie na spanie. Nawet jego ostania milosc do wirujacej pralki nie przynosi wyczekiwanych efektow, zatem z czasem u mnie bardzo krucho, zwlaszcza na szalenstwa w kuchni. Pomysl na banoffee pie podsunal mi moj brat- sama nawet nie wierze w to co napisalam, bo moj brat nalezal do grona tych anty-kuchennych. Do dzis pamietam jego slynne kanapki, grubosci polowy bochenka, by nie trzeba bylo biegac do kuchni co pol godziny, a tu dzis moj brat daje mi porady kulinarne. Czekam na wiecej przepisow, braciszku i na ta ksiazke z przepisami na lody:))

Przepis na Banoffee jest bardzo prosty. Warstwe truskawek mozna zamienic na inne sezonowe owoce- czeresnie, wisnie lub winogrona. Jedyny mankament to gotowanie puszki skondensowanego mleka przez 2.5 godziny. Dopiero po czasie dowiedzialam sie ze juz "gotowana" puszke mleka mozna kupic prawie w kazdym portugalskim supermarkecie. Chce tu napomknac ze podczas gotowania puszka musi byc cala zanurzona w wodzie i gotowana na malym ogniu, w przeciwnym wypadku grozi wybuchem i udekorowaniem calej kuchni lacznie z sufitem, prawda braciszku??



Banoffee pie z truskawkami:

Skladniki:
mala puszka skondensowanego mleka
200g ciastek, najlepiej typu digestive
1 zoltko
1/4 kostki masla
2 szklanki smietany (min 30%)
2 banany
ok.10 sredniej wielkosci truskawek
3 lyzeczki imbiru w proszku
Skorka z cytryny i kilka kropel soku


Sposob wykonania:
Puszke skondensowanego mleka gotowac na malym ogniu przez 2.5 godziny, pamietajac o tym by byla ona zawsze zanurzona w pelni w wodzie. Po tym czasie odstawic na 15-20minut do ostygniecia.
Ciastka dokladnie rozgniesc, dodac zoltko, imbir i zalac goracym maslem. Delikatnie zagniesc i wstawic do lodowki na ok 30 min. W tym czasie mozna przygotowac owoce. Truskawki dokladnie umyc, i pokroic wedlug uznania. Ja pokroilam w plasterki i musze powiedziec ze mialam problem przy krojeniu. Moze drobna kostka lepiej sie sprawdzi.
Na mala tortownice wysypac schlodzone ciastka i lekko przyciskajac uformowac spod ciasta. Puszke skondensowanego mleka ostroznie otwozyc (bardzo goraca!!), wymieszac i wylac na ciastka rownomiernie rozprowadzajac. Wysypac truskawki i przykryc polowa ubitej smietany (nie slodzonej!). Banany pokroic w plasterki i wymieszac w malej miseczce z kilkoma kroplami soku z cytryny. Ulozyc ladnie na pierwszej warstwie smietany i przykryc pozostala. Posypac skorka z cytryny. Oto cala filozofia! Podawac na zimno. Smacznego truskawkowego szalenstwa!