środa, 31 grudnia 2008

Bezjajeczne ciasto marchewkowe


Niewiele jest dobrych przepisow na ciasta bezjajeczne. Oprocz bezjajecznego ciasta/muffinkow czekoladowych (linktutaj ) nie pieke w domu zadnego innego. Zazwyczaj przepisy sie nie sprawdzaja i ciasto wychodzi twarde i suche. Nadszedl dzien na wyprobowanie przepisu na ciasto marchewkowe, ktore poslozylo jako tort na urodzinki mojego malzonka a jako jego brat i babcia nie jedza jajek, przepis byl niezbedny by w taka chwile cieszyc podniebienia wszystkich domownikow. Ciasto okazalo sie wielkim sukcesem, choc polewa tylko mi smakowala. Chcialam w jakis sposob odnalezc ten wspanialy smak kremu z muffinkow marchewkowych (sklepowych), ktorymi zawsze zajadalismy sie w Irlandii. Musze szczerze przyznac ze efekt byl bardzo daleki od zamierzonego, aczkolwiek nie poprzestane w poszukiwaniach.

Ciasto to jest miekkie, pieknie pachnie cynamonem i utrzymuje swiezosc przez bardzo dlugi czas. W oryginalnym przepisie zmienilam jednak ilosc oleju na 1 szklanke, ktora powinna zdecydowanie wystarczyc.

Bezjajeczne ciasto marchewkowe

Skladniki:
2 szklanki cukru
1.5 szklanki oleju (np. slonecznikowego)- proponuje 1 szklanke
2 szklanki maki typu self raising, lub normalnej z 1 lyzeczka proszku do pieczenia
1 szklanka mleka
0.5 lyzeczki soli
2 lyzeczki sody oczeyszczonej
2 lyzeczki octu (ja dalam winnego)
3 lyzeczki cynamonu
0.5 lyzeczki swiezego startego imbiru
3 szklanki startej marcheki (na malych oczkach)
0.5 szklanki pokruszonych orzechow wloskich
garsc orzeszkow piniowych

Polewa:Serek Philadelphia
4 lyzki cukru pudru
kilka kropel soku z cytryny

Sposob wykonania:
Nagrzac piekarnik do 160ºC.
Polaczyc wszystkie skladniki plynne (oprocz octu), dodac suche a gdy wszytkie sie dokladnie polacza dodac ocet.Wlac do blaszki (20-35cm) wylozonej pergaminemi piec 45-60 min lub do momentu gdy patyczek bedzie suchy.

Skladniki polewy polaczyc i wylac na przestudzone ciasto. Mozna posypac wiorkami migdalowymi.

Smacznego.

sobota, 27 grudnia 2008

Zyczenia Swiateczne



Zycze Wam nadziei,
wlasnego skrawka nieba,
zadumy nad plomieniem swiecy,
filizanki dobrej, pachnacej kawy,
piekna poezji, muzyki,
pogodnych swiat zimowych,
odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego co wokol
chwil roziskrzonych koleda,
smiechem i wspomnieniami
i oczywiscie wspanialych dokonan kulinarnych
Wesolych Swiat!

Agata

PS. Nawet nie wiecie z jaka zazdroscia patrzylam, hmm to za duzo powiedziane, to byly doslownie sekundy by "przeleciec" po blogach by chociaz popatrzec na zdjecia i na Wasze Swiateczne kulinarne poczynania. Przed-Swiateczne i Swiateczne haslo panujace w moim domu to byly infekcje, antybiotyki, zarazki, goraczki, bole wszystkiego, kaszle itd. no i malec przylepiony do mojej nogawki spodni, tez chory. A takie byly piekne plany: Makowiec Liski, miodownik Agnieszki, paszteciki itd itp. Miodownik udalo mi sie zrobic i choc Agniesia pisze ze trzeba placek przekladac na "cztery rece" moj spokojnie przelozylam jedna reka,twardy jak kamien- czyli chyba wyszlo cos nie tak, ale i tak zmiekl po kilku dniach. Makowiec nadal czeka w kolejce, corka domaga sie pierniczkow, bo to nasza coroczna tradycja, paszteciki wyszly tez twarde jak kamienie, czyli gdy nie wklada sie milosci i serca w gotowanie, nic sie nie uda- przynajmniej w moim wypadku. Zatem kochani!! Zdrowia przede wszystkim!! Reszta sama sie ulozy!! Pozdrawiam goraco z garacym kubkiem herbatki z miodem i cytrynka

piątek, 14 listopada 2008

Chlebek daktylowo-orzechowy


Gdy dowiedzialam sie o orzechowym szalenstwie zainspirowanym przez Ele wiedzialam ze musze uzyc przepisu Komarki na moj ulubiony slodki chlebek daktylowo-orzechowy. Jego zapach podczas pieczenia jest po prostu zniewalajacy, a smak temu oczywiscie dorownuje. Najlepiej smakuje z maslem lub serkiem, na sniadanko, do kawki lub na deserek. Ja go wcinam do momentu az pozostaja same okruszki. Najprawde polecam, jest dosyc ekonomiczny, a najnudniejsza czescia w jego wykonaniu jest wyskubywanie pestek i krojenie daktyli. Boski slodkawy smak i zapach chlebka wynagradza te klejace paluchy z hakiem. Powodzenia!



Cytuje za Komarka:

Chlebek daktylowo-orzechowy:

Skladniki:
140 g mąki wymieszanej z łyżeczką proszku do pieczenia,
1/4 łyżeczki soli,
0.5 łyżeczka mielonego imbiru,
225 g suszonych, posiekanych daktyli,
1 łyżeczka sody oczyszonej,
1 jajko,
1 łyżka miękkiego masła,
150 ml wrzącej wody,
115 g posiekanych orzechów (u mnie włoskie)

Sposob wykonania:
Daktyle wymieszać z sodą oczyszczoną, zalać wrzątkiem i odstawić na 5 minut. Jajko lekko roztrzepać i dodać do daktyli razem z masłem i mąką z proszkiem do pieczenia i imbirem. Dokładnie wymieszać drewnianą łyżką. Dodać orzechy.
Małą blachę-keksówkę (o wymiarach mniej więcej 10 x 20 cm, choć ja i tak piekłam w większej i po prostu ciasto było niższe) wysmarować masłem, wyłożyć papierem do pieczenia tak by po obu stronach wystawał ok. 2 cm poza brzeg formy i jeszcze raz natłuścić. Przełożyć ciasto. Piec ok. godziny w temperaturze 160 stopni.

czwartek, 6 listopada 2008

Kartacze




Jakie znowu kartacze???!!!, zawsze pyta mnie moja przyjaciolka z Warszawy. To pyzy z miesem- i klotnia gotowa, bo pyzy to pyzy a kartacze to kartacze, no moze nie zupelnie bo kartacze to takie wielkie pyzy, wiec nadal sie z psiapsiolka kochamy. Musialam zatem troche poszperac w internecie by dowiedziec sie o tej potrawie i w dopiero wtedy stanac w szrankach kulinarnych blogowiczow i blogowiczek bioracych udzial w zabawie zorganizowanej przez Irene i Andrzeja- gotujemy po polsku.
Wracajac do kartaczy to potrawa ta wywodzi sie z Litwy i jest tez nazywana cepelinami, a w Polsce na stale gosci na stolach Podlasia, i na moim lizbonskim rowniez. Przygotowuje sie ja z ziemniakow, miesa, i suto podlana smazona cebulka i boczkiem. Wspaniale komponuje sie z surowka z kiszonej kapusty.
Dla ciekawosci dodam ze co roku w Goldapi organizowane sa zawody w jedzeniu kartaczy.

Kartacze

Skladniki: na 8-10 kartaczy
10 duzych ziemniakow, obranych wymytych i startych
3 duze ziemniaki obrane, wymyte, osolone, ugotowane i "utluczone" na purre
300g miesa mielonego- ja uzywam wieprzowiny
jajko
1 bulka, moze byc czerstwa
cebula
pieprz, sol

Sposob wykonania:

Mieso przyprawic jak na kotlety mielone, czyli: dodac cale jajko, namoczona wczesniej i odcisnieta bulke, starkowana lub pokrojona w kostke cebule, sol pieprz do smaku.
Wstawic na gaz najwiekszy garnek jaki jest dostepny w domu z osolona woda.
Starte ziemniaki odcisnac bardzo mocno przez pieluche tetrowa, lub gaze, zachowujac do garnka/miski sok. Do suchej masy ziemniaczanej dodac ostudzone (!) purre ziemniaczane i dobrze wymieszac. Z soku odlac wode i pozostawic tylko biala czesc osiadla na dnie- skrobie. Wykorzystac tylko pol, zalac ja odrobina wrzatku, wymieszac i dodac do masy ziemniaczanej. Dobrze wszystko wymieszac (masa jest lekko lepiaca) a nastepnie tworzyc na dloni placek, nalozyc miesa i dokladnie zlepic. Miesa nie moze byc zbyt duzo gdyz kartacze podczas gotowania popekaja. Przed wrzuceniem do wrzatku kartacze mozna wygladzic lekko zwilzonymi dlonmi. Gotowac 45 min namalym ogniu. Na talezu podlac smazona cebulka (mona dodac boczus). Z reszty miesa posmazyc kotlety.

Na nastepny dzien kartacze moga bym pokrojone w plastry i usmazone na oleju. Py_cho-ta. Zazwyczaj sie zastanawiam ktora wersja lepiej mi smakuje i nigdy nie moge zdecydowac.

poniedziałek, 13 października 2008

Nie/koniecznie piknikowa salatka ziemniaczana

 
Posted by Picasa


Nastepna propozycja na Ziemniaczany Tydzien. Ta kolorowa, prosta salatka tym razem z ziemniakami w roli pierwszoplanowej, jako swietnie nadaje sie na pikniki, ostatnio goscila u nas w domu na stole. Jest bardzo smaczna dzieki jednemu trikowi kulinarnemu ale o tym ponizej, w sposobie wykonania:)) To do dziela!

Nie/koniecznie piknikowa salatka ziemniaczana
Skladniki:
0.5kg malych ziemniaczkow
2 lyzki kukurydzy z puszki
2 lyzki groszku zielonego (mrozonego)
2 pomidory
4-5 malych korniszonow
2 lyzki majonezu
1 cebula
sol, pieprz do smaku

Sposob wykonania:
Ziemniaki wyszorowac, usunac "oczy", pokroic w sredniej wielkosci kostke i ugotowac (w skorce) do miekkosci. Odsaczyc, przestudzic. W miedzy czasie do duzej miski wylozyc majonez i starkowac na drobnych oczkach cebule, co nada salatce bardzo ciekawego smaku (Ale sekret, ktos pomysli? Naprawde polecam, proste ale jakie skuteczne). Dobrze wymieszac i dodac przestudzone ziemniaki, kukurydze, odmrozony groszek, pomidory bez gniazd pestkowych pokrojone w kostke, korniszony w talarki, sol i pieprz. Do spozycia prosto z michy! Smacznego!!

Zupa z feijão verde, czyli z zielona fasola

 
Posted by Picasa


No coz, nie bede za bardzo oryginalna z wyluskaniem dania na Ziemniaczany Tydzien organizowany przez Olge, ale uparcie twierdze ze zupa swietnie sie tu nadaje. Ziemniaczki jak najbardziej prawie w kazdej zupce pojawiaja sie i moja propozycja nie bedzie wyjatkiem. Uwielbiam portugalskie zupy, choc wielu osobom kojarza sie z mielona papka dla dziecka, z niczym do gryzienia. Wiekszosc portugalskich zup faktycznie bazuje na zmiksowanych warzywach, do ktorych pod koniec gotowania dodaje sie wieksze kaski np. zielonej fasolki, lub szpinaku.

Odmian fasoli jest bardzo wiele, roznia sie kolorem nasion, barwa strakow, wysokoscia lodygi. Zielone straki fasoli sa bardzo popularne w Portugalii, nosza nazwe feijão verde (fasola zielona) i charakteryzuja sie dlugim i plaskim strakiem, wynikiem czego nasionka sa bardzo male i rownie plaskie.

Musze przyznac ze zajelo mi sporo czasu na odkrycie sekretow portugalskich zup. Wychowana na polskich zupach gotowanych na kosciach nigdy nie moglam zrozumiec w jaki sposob te warzywne portugalskie sa tak smaczne i 100% wegetarianskie.
Sekretow jest kilka, po pierwsze dodatek nabo czyli rzepy, kawalka dyni i oczywiscie oliwy z oliwek. "Baza" zupy zazwyczej pozostaje taka sama: ziemniaczki, marchewka (wiecej niz ziemniakow), czosnek, rzepa, dynia i oliwa z oliwek.

Zupa z zielona fasola
Skladniki:
4 srednie ziemniaki
5 marchewek (tez sredniej wielkosci)
1/2 nabo, czyli rzepy
100g dyni
2 zabki czosnku
3 lyzki oliwy z oliwek
200g zielonej fasoli
1.5 lyzeczki soli

Sposob wykonania:

Wszystkie warzywa (oprocz strakow fasoli!) obrac i pokroic w wieksza kostke. Zalac 1.5 l wody, posolic, dodac oliwe i gotowac na srednim ogniu do momentu gdy warzywa beda miekkie, a nastepnie zmiksowac wszystko przez kilka min na jednolita papke. Z umytej fasolki dokroic ogonki a nastepnie pokroic ja w cienkie paseczki pod lekkim ukosem. Dodac do garnka z "baza" i znowu gotowac przez kilka minut. Proscizna prawda?

niedziela, 12 października 2008

Okra shak z ziemniakami

Ziemniaczany Tydzień część II 3-12.X.2008
Z okazji Ziemniaczanego Tygodnia przygotowanego przez nasza blogowa kolezanke Olge pragne zamiescic przepis na bardzo proste danie hinduskie z ziemniakiam tym razem w roli drugoplanowej. Pierwsze skrzypce w tej potrawie odgrywa okra/ladies fingers/quiabo/ketmia pizmowa. Uwierzcie ze dopiero teraz odnalazlam polska nazwe i zupelnie nie przypada mi do gustu, zdecydowanie wole okreslenie- okra. Zatem zwiazek z okra to love or hate. Ja jak i moja rodzina, znajdujemy sie w tej pierwszej grupie- uwielbiamy wszystkie potrawy z jej jestestwem. Zdrowotne wlasciwosc sluzu, nietypowego kleiku ktory znajduje sie w owocu sa ogromne np. lagodzi dolegliwoscie osob z chorobami zoladka. Mozna go juz zaobserwowac po przecieciu okry. Oto jak ona wyglada w przekroju. Fascynujace zdjecie, niestety nie moje:



Jest to roslina wloknodajna, a nasiona sluza do produkcji margaryny i pachnidel, ale przede wszystkim jest to roslina o owocach bardzo smacznych i prostych w przygotowaniu.



Okra shak z ziemniakami

Skladniki:
250-300g okry
2 sredniej wielkosci ziemniaki
1/4 lyzeczki ziaren musztardy
3 lyzki oleju
2 lyzeczki koleandry w proszku
1/4 lyzeczki kurkumy
1/4 lyzeczki ostrej papryki
2 lyzki sosu pomidorowego z kartonika
sol do smaku ok. 1/4 lyzeczki

Sposob wykonania:
Okre jedna po drugiej dokladnie myjemy. Odcinamy twarda czesc od lodygi, przecinamy wzdluz i przeplukujemy na sicie, by pozbyc sie czesci kleiku. Podczas gdy okra sie osusza z nadmiaru wody obieramy myjemy i kroimi ziemniaczki jak na frytki- nie za grube gdyz nie zdaza sie usmazyc. W garnku rozgrzewamy olej i wrzucamy ziarna musztardy, czekamy do momenty az przestana strzelac. Wrzucamy ziemniaczki i lekko podrzucajac mieszamy z olejem i ziarnami. Dodajemy pokrojona okre i znowu podrzucamy. Wsypujemy wszystkie przyprawy- koleandre, kurkume, papryke, sol, sos pomidorowy. I co robimy? Oczywiscie podrzycamy! Podrzucajac zawartoscia mieszamy skladniki ze soba, zmniejszamy gaz do minimum, przykrywamy i dusimy- nie dolawajac wody. Nalezy co jakis czas sprawdzac czy warzywa nie przywieraja do spodu garnka. Potrawa jest gotowa gdy ziemniaki sa miekkie. Podawac z roti- cienkimi plackami hinduskimi (przepis juz niebawem) i jogurtem. Smacznego

wtorek, 7 października 2008

Powrot leniwca pospolitego


To niby o mnie. Okropnie sie rozleniwilam po tych wakacjach, i choc psychicznie doszlam juz do siebie to wdrazenie sie w swoja rutyne nie jest proste. A o leniuchowaniu moge sobie tylko pomarzyc- przy dwojce dzieci sie po prostu nie da, i w dodatku zachcialo mi sie krecenia- interesow. Niestety dopiero teraz przekonalam sie ze w Portugalii jest to przedsiewziecie samobojcy- biurokracja i tempo dzialania urzednikow rozwalaja na lapatki. Mam jeszcze troche pasji i energii, wiec nie poddam sie bez walki!! O Nie!!


Tak sobie patrze na te sliczne grzybki i teskno mi Panie do Polski, oj teskno. Moje dziecko ma typowo polska nature, nie tylko uwielbia nasza kuchnie ale rowniez jest zachwycona grzybobraniem. Wyobrazcie sobie- w czasie pobytu w Polsce dowiedzialam sie ze w Portugalii rosna grzyby- jadalne. Jest jakis lasek nie daleko Lizbony, a za kazdym drzewem kto sie czai? Polak! Jak ktos ma ochote na spotkanie z rodakami to zapraszamy do lasu, tylko najpierw musze wybadac gdzie taki lasek sie znajduje... i wcale nie obiecuje ze sie ta wiadomoscia podziele ;)

A takie grzybki jak ten ponizej to tylko podziwiam.


bo sa cudne.

czwartek, 24 lipca 2008

Przerwa wakacyjna :))))))))))


Kochani:) Nareszcie i na mnie nadszedl czas by wyruszyc z tej "okropnej" goracej Portugalii w celach naladowania baterii, podreperowania kilku znajomosci, leniuchowania, przytulania i rozpieszczania przez rodzicow. Musze przyznac ze wydarzenia ostatnich dni wymeczyly mnie bardzo- najwazniejsze jest to, ze znalezlismy dom dla Baltazara- kociaczka. Nowa wlascicielka posiada juz kotka, wiec z pewnoscia Baltazarowi przypadnie do gustu przyjaciolka do gryzienia, szczypania i drapania. Nowa Pani jest osoba troche zakrecona, wiec jak najbardziej powinni przypasc sobie do gustu.

Zycze wszystkim udanych urlopow i jak najmniej gotowania- to w moim przypadku:)

Goraco pozdrawiam

wtorek, 1 lipca 2008

Kociaczek


Mamy w domu nastepna rewolucje, tym razem nie monsterowa a kocia. Przez caly niedzielny poranek razem z corka i polowa bloku probowalismy wyciagnac malego kociaczka spod samochodow na parkingu. Kociaczek malutki ale za to szybki jak blyskawica, a podkarmiany na przynete najadl sie do syta, wlazl przez dziure za kolem do silnika i ucial sobie drzemke. Niestety nie wiedzielismy czyj to samochod, wiec co bylo dalej robic...rozeszlisy sie po domach. Zaczelam pytac znajomych i jedna osoba zgodzila sie zaopiekowac kociakiem, oczywiscie gdy lowy sie udadza. Gdy po jakims czasie wyjrzalam z tarasu by sprawdzic czy kociak sie obudzil zobaczylam wielki zadek jakiegos przysadzistego pana pakujacego rzeczy do bagaznika owego nieszczesnego samochodu. Jak strzala runelam na dol bo nie chcialam z gory glosno wydzierac sie i uzywac mojego lamanego portugalskiego, jak juz sie osmieszac to przed jedna osoba nie calym osiedlem:)) Pan wysluchal historii po czym otworzyl klape silnika. Nic. Zagladamy w prawo w lewo. Nic. Nawet wlaczenie silnika nie pomoglo. Znowu zagladalismy w silnik, pan cos zauwazyl i za pomoca parasola wypchnal to cos na zewnatrz...pod inny samochod. Bylam juz zmeczona i brudna, poszlam do domu. Potem walczyla corka i kilkoro innych osob. Kotek stal sie slawny:) O 23godz ktos zadzwonil do drzwi- to pewna pani cala umorusana w sadzy przyniosla kotka, potulnego jak owieczka. To tylko do 1-go lipca, dwa dni, jakos wytrzymamy, pomyslalam. W miedzyczasie osoba ktora obiecala wziac kotka sie rozmyslila. Kociak byl sliczny, caly czarny, i jak sie okazalo nie tylko z natury bo caly w sadzy rowniez, zaglodzony i wymeczony przez upaly. Wykapalam go, "odwszylam", nakarmilam i ku zdziwieniu przespal cala noc bez miauczenia, i caly nastepny dzien tez. Po dwoch dniach, gdy nabral energii zaczelo sie szalenstwo- kociak jest zafascynowany wszystkim, nie koniecznie tym w ruchu. Podejrzewamy ze kot w poprzednim wcieleniu byl psem bo gania za nogami jak szalony, lub koniem bo biega po domu z takim lomotem ze sciany sie trzesa. Jest bardzo czysty i kochany, ale mamy male dziecko w domu i juz mu sie zdazylo pomylic nozke, lub raczke synka z zabawka. To chyba nie za zdrowy zwiazek, male dziecko i kociak? Czy ktos z was ma/mial kota przy malym dziecku? Pani weterynarz twierdzi ze nie ma przeciwskazan dopoki kot bedzie odrobaczany i szczepiony regularnie. Sama nie wiem. Jezeli zdecydujemy sie go oddac musze to zrobic szybko zanim do konca skradnie nasze serducha ten bezimienny szaleniec. No wlasnie, jak go nazwac? Moze ktos ma pomysl na jakies portugalskie imie dla kota?

czwartek, 26 czerwca 2008

Bezjajeczne muffinki czekoladowe


By zapomniec o ostatnich przezyciach na tarasie postanowilam zajac sie czyms pozytecznym, czyli pieczeniem, bo nie ma jak zapach pieczonego ciasta, muffinow czy plackow, wypelniajacego caly dom.

Przepis ten wykorzystuje rowniez na ciasto, zwlaszcza torty gdy ktos z meza rodziny, ktora nie je jajek, obchodzi urodziny.
Muffinki sa bardzo proste i szybkie do wykonania, a co jest nietypowe dla bezjajecznych wypiekow sa bardzo puszyste, miekkie, wilgotne, takie naprawde mniamusne:) Naprawde polecam nie tylko osobom, ktore nie jedza jajek, ale rowniez do wykorzystania w podbramkowych sytuacjach, gdy musimy cos szybko upiec a nie mamy jajek, co mi sie bardzo czesto zdaza.

Muffinki zazwyczaj sa duzo wyzsze, ale z tego wzgledu ze wczoraj robilam je z podwojnej porcji i bylam ciagle rozpraszana telefonami, dziecmi i odwiedzajacymi, nie bylam pewna czy podwoilam ilosc sody. Wynika z tego ze nie:))

Zycze smacznego:

Bezjajeczne muffinki czekoladowe:

Skladniki:
1.5 szklanki maki
1 szklanka cukru
0.5 szklanki kakao
0.5 lyzeczki soli
1 lyzeczka sody oczyszczonej
1 lyzeczka aromatu waniliowego (w formie olejku tylko kilka kropel)
1/3 szklanki oleju
1 szklanka zimnej wody
1 lyzeczka octy (u mnie winnego)

Najpierw mieszamy wszystkie suche skladniki (kakao przesiewamy przez sitko), Nastepnie dodajemy wszystkie plynne BEZ OCTU!! dokladnie mieszamy i na koniec dolewamy ocet. Wlewamy do foremek muffinkowych w ilosci 2/3, wstawiamy do nagrzanego uprzednio piekarnika i pieczemy 30-40 min w temperaturze 175ºC lub do momentu gdy wcisniety patyczek bedzie suchy.

wtorek, 24 czerwca 2008

Straszace rusztowanie i Monster

Od kilku tygodni na moim tarasie straszylo rusztowanie wspinajace sie do osmego pietra naszego budynku. Powodem byly opadajace kafelki, ktore dzieki Bogu nie wyrzadzily nikomu zadnej krzywdy, bo tego samego poranka z malenstwem wygrzewalismy sie na tarasie i popijalismy bezkofeinowa kawke- malenstwo z kilku-godzinnym opoznieniem jako ze moja przetwornia mleczna tak dziala:))

Jak na portugalski styl pracy przystalo: czyli spiesz sie powoli, panowie budowniczy przybyli, sprawe obadali, zabronili wychodzic na taras, zagrodzili parking pod blokiem i znikneli na 4 dni. Po tym czasie pojawila sie spora grupka panow robotnikow sprytnie stawiajaca rusztowanie, co bylo z pewnoscia zasluga litrow piwa, ktore w siebie wlewali. Jak nagle przyszli, tak nagle znikneli, pozostawiajac jedynego robotnika, ktory przez jakies 4 dni naprawial kafle calego pionu budynku. Rusztowanie straszylo przez nastepny miesiac, doprowadzajac mnie do szalu, bo lato w pelni, moj bialy, piekny redodendron, ktory kupilam dzien przed opadaniem kafli zupelnie zniszczony, juka ledwo zipie, na tarasie i oknach tony kurzu. Wczoraj nad ranem uslyszalam jakies halasy. To panowie robotnicy raczyli sobie przypomniec o moim istnieniu, a moze po prostu bylo im potrzebne rusztowanie. W ciagu 2 dni uporali sie z praca, a ten sam pan pracus zostal obarczony sprzataniem. Spisal sie na piatke i nawet na moje podchwytliwe pytanie czy okna tez umyje, dlugo sie zastanawial. Umylam sama, dzisiaj. Piekny dzien, sloneczko grzalo w plecki, uporalam sie z praca dosyc szybko i zabralam sie za moje 3 kwiatki. Juke podlalam, pnacy jakis, ktorego nazwy nie znam, zupelnie zgubil liscie a redodendron zbrazowial i stracil kwiaty. Podnioslam doniczke, ktora nadal tkwila w reklamowce (pelnej wody, jako ze przez kilka ostatnich tygodni dosc czesto padalo) i spod spodu wypelzl monster, jak macie odwade to kliknijcie TUTAJ
Przerazona rzucilam doniczka i przygniotlam mu ogon- odruch zupelnie nie planowany. Corka uslyszawszy moj wrzask przybiegla i tez zamarla w bezruchu. Jeszcze 4 lata temu, bedac w irlandzkiej szkole katolickiej powiedzialaby: Mamo, przeciez to stworzenie boskie....dzis tak nie powiedziala, za co jestem jej bardzo wdzieczna, bo lapanie malej myszki w nie-zatrzaskowa pulapke to cos zupelnie innego. Przez bardzo dlugi czas zastanawialysmy sie jak pozbyc sie goscia, bo z pewnoscia wlezie nam do domu, i po niechrzesciajansku monster wyladowal w smietniku daleko od mojego bloku. Gdy emocje opadly, choc gesia skorka pozostala na wiele godzin, zalowalam ze nie zrobilam zdjecia, ba nawet przelecial mi przez mysl plan by isc i wyciagnac stwora ze smieci. Corka szybko wybila mi ten pomysl z glowy. Spedzilam nastepne kilka godzin buszujac w internecie i szukajac nazwy tego wielonogiego potwora. Najbardziej przypomina to Skolopendre, tej ze zdjecia. Wiekszosc z nich posiada jad w kazdym odnozu, co jest ponoc dosyc nieprzyjemnym doswiadczeniem, a dla malych dzieci wrecz niebezpiecznym. Byc moze to wcale nie byla Skolopendra, wiec jezeli ktos z was mieszka w Portugalii i spotkal sie z tym brzydactwem- ok.15 cm, grubosci baterii AAA, w paski, z zoltymi nozkami, niech mi podpowie. Wolalabym wiedziec ze jest to kraj z nieszkodliwymi wielonogami. Brrrr, co za dzien!!

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Teczowa salatka z kurczakiem i brzoskwiniami


To jest to co Agunie lubia najbardziej- latwo, szybko i smacznie. Z reguly nie lubie dla siebie gotowac, ale pozostalosci kurczaka piri piri z poprzedniego wieczoru byly silniejsze ode mnie. Salatka jest naprawde smaczna, ale jedynie dla tych ktorzy lubia polaczenie slodkiego ze slonym.

Choc nigdy sama nie grilowalam kurczaka piri piri, bo te ze sklepow i restauracji sa naprawde smaczne, napisze kilka slow o chlubie i dumie Portugalczykow, nawet jezeli potrawa ta wywodzi sie z Angoli i Mozambiku- dawnych kolonii portugalskich.

Portugalczycy sa silnie przywiazani do swoich potraw narodowych, z ktorych sa bardzo dumni, i ktore namietnie jedza podczas lunchu, zazwyczaj w restauracji i wieczorem na kolacje w domu. A w weekendy ida do...portugalskiej restauracji:)) Dziwi mnie fakt ze innego rodzaju restauracje tez calkiem niezle prosperuja (bo to zarloczny narod)- byc moze to mlodsze pokolenie eksperymentuje w smakach.
Nie zapomne momentu gdy po raz pierwszy zetknelam sie z portugalskim saudade (tesknota za domem). Oczekiwalismy na samolot z Dublina do Lizbony otoczeni spora grupka emerytow, ktorzy wlasnie wracali do Portugalii z wycieczki po Irlandii. Jak to na Portugalczykow przystalo rozmawiali bardzo glosno, glownie krytykujac irlandzkie jedzenia, i jak jeden maz nagle rozanielili sie na twarzach bo ktos wspomnial frango (kurczaka), byly ahy i ohy, a ja nie wiedzialam o co chodzi bo maz wolno tlumaczyl. Dzis wiem jaki kurczak przyprawil ich o sliniotok.

Potoczna angielska nazwa to chicken piri piri, i jest to grilowany kurczak, a raczej kurczaczek (malutki), na tyle maly by mozna bylo go rozplaszczyc i piec w calosci- Butterfly effect. Uprzednio jest marynowany przez kilka godzin w sosie, na bazie papryczki cayenne (kajenskiej). Na marginesie dodam ze obniza ona cholesterol, przyspiesza przemiane materii i oprocz wlasciwosci kulinarnych jest stosowana w medycynie naturalnej (przy bolach brzucha, problemach ukladu krazenia, bolach reumatycznych i bolach gardla).Wracajac do kurczaka- je sie go z frytkami, zwyklymi chipsami lub chlebem. Sklepikow i restauracji z grilowanym kurczakiem jest w Portugalii zatrzesienie i sami czesto jestesmy ich goscmi. Tym razem kurczaczka take-away z "grilowni" bylo tyle ze zostalo na nastepny dzien...dla mnie na salatke. Ale sie rozgadalam, przepraszam. Obiecuje wyprobowac przepisy na sos piri piri i wstawic na blogu.

Teczowa salatka z kurczakiem i brzoskwiniami

Porcja na 1 osobe

Skladniki:
4 listki zielonej salaty
1 pomidor
2 polowki brzoskini z puszki
100g zoltego sera (u mnie kozi)
Pozostalosci pieczonego kurczaka (u mnie piri piri)

Sos:
1 lyzeczka sosu sojowego
1 lyzeczka soku brzoskwiniowego z puszki
1 lyzeczka oliwy z oliwek
1 lyzeczka octu balsamicznego
sol, pieprz do smaku

niedziela, 15 czerwca 2008

Banoffee pie z truskawkami

Truskawkowy Tydzień




Tak wiele jest wspanialych przepisow z uzyciem truskawek, a ja mialam trudnosci z wybraniem tego jednego na tydzien truskawkowy zorganizowany przez Olge na jej blogu Smak Imprezy . Powodem jest brak czasu i co gorsza natchnienia na kucharzenie. Wine za to ponosi moj siedmio-i-pol-miesieczny synek, ktory nie dosc ze rosnie z gigantyczna predkoscia to w dodatku obrazil sie na spanie. Nawet jego ostania milosc do wirujacej pralki nie przynosi wyczekiwanych efektow, zatem z czasem u mnie bardzo krucho, zwlaszcza na szalenstwa w kuchni. Pomysl na banoffee pie podsunal mi moj brat- sama nawet nie wierze w to co napisalam, bo moj brat nalezal do grona tych anty-kuchennych. Do dzis pamietam jego slynne kanapki, grubosci polowy bochenka, by nie trzeba bylo biegac do kuchni co pol godziny, a tu dzis moj brat daje mi porady kulinarne. Czekam na wiecej przepisow, braciszku i na ta ksiazke z przepisami na lody:))

Przepis na Banoffee jest bardzo prosty. Warstwe truskawek mozna zamienic na inne sezonowe owoce- czeresnie, wisnie lub winogrona. Jedyny mankament to gotowanie puszki skondensowanego mleka przez 2.5 godziny. Dopiero po czasie dowiedzialam sie ze juz "gotowana" puszke mleka mozna kupic prawie w kazdym portugalskim supermarkecie. Chce tu napomknac ze podczas gotowania puszka musi byc cala zanurzona w wodzie i gotowana na malym ogniu, w przeciwnym wypadku grozi wybuchem i udekorowaniem calej kuchni lacznie z sufitem, prawda braciszku??



Banoffee pie z truskawkami:

Skladniki:
mala puszka skondensowanego mleka
200g ciastek, najlepiej typu digestive
1 zoltko
1/4 kostki masla
2 szklanki smietany (min 30%)
2 banany
ok.10 sredniej wielkosci truskawek
3 lyzeczki imbiru w proszku
Skorka z cytryny i kilka kropel soku


Sposob wykonania:
Puszke skondensowanego mleka gotowac na malym ogniu przez 2.5 godziny, pamietajac o tym by byla ona zawsze zanurzona w pelni w wodzie. Po tym czasie odstawic na 15-20minut do ostygniecia.
Ciastka dokladnie rozgniesc, dodac zoltko, imbir i zalac goracym maslem. Delikatnie zagniesc i wstawic do lodowki na ok 30 min. W tym czasie mozna przygotowac owoce. Truskawki dokladnie umyc, i pokroic wedlug uznania. Ja pokroilam w plasterki i musze powiedziec ze mialam problem przy krojeniu. Moze drobna kostka lepiej sie sprawdzi.
Na mala tortownice wysypac schlodzone ciastka i lekko przyciskajac uformowac spod ciasta. Puszke skondensowanego mleka ostroznie otwozyc (bardzo goraca!!), wymieszac i wylac na ciastka rownomiernie rozprowadzajac. Wysypac truskawki i przykryc polowa ubitej smietany (nie slodzonej!). Banany pokroic w plasterki i wymieszac w malej miseczce z kilkoma kroplami soku z cytryny. Ulozyc ladnie na pierwszej warstwie smietany i przykryc pozostala. Posypac skorka z cytryny. Oto cala filozofia! Podawac na zimno. Smacznego truskawkowego szalenstwa!

niedziela, 18 maja 2008

Sernik z brzoskwiniami



Nasza rodzina zostala ostatnio sterroryzowana przez aparat ortodontyczny mojej corki. Solidarnie nie jemy zadnych twardych rzeczy, gumowych- serowych, czesciej jemy zupki, ryze i wszelkiego rodzaju papki. Owoce tylko pokrojone a po kazdym jedzeniu okolo dziesiecio-minutowe czyszczenie paszczy. Nie zdawalam sobie sprawy ze aparaty tego typu sa tak pracochlonne (nie liczac lez corki i bolu przez kilka pierwszych dni), ale czego sie nie robi dla pieknego usmiechu. Nawet te male kobietki musza czasami pocierpiec.
Moje dosyc zarloczne dziecko, przepadajace za wszelkiego rodzaju "smieciami"- chrupkami, orzeszkami, napojami gazowanymi, musi teraz obejsc sie smakiem. Zaczela chudnac, wiec samoistnie rozwiazal sie moj drugi klopot. Postanowilam ze pewne zmiany zawitaja u nas na stale, czekam tylko na odpowiedni moment by to zakomunikowac. Przed nami jeszcze wiele miesiecy kuracji, wiec wyjdzie nam to wszystkim tylko na zdrowie.
A moja corka i tak gardzi sernikiem, choc jest taki mieciutki i rozplywa sie w ustach. Wszystkim polecam nie tylko tym z ortodontycznym terrorem w domu.

Sernik z brzoskwiniami
500 g twarogu
4 jajka
1 szkl cukru
200g masla
2 lyzki maki pszennej
2 lyzki maki ziemniaczanej
cukier waniliowy
1/2 lyzeczki proszku do pieczenia
ok 4 polowki brzoskwin z puszki
tluszcz do wysmarowania formy

*Jezeli ser jest wlasnej produkcji (przepis tutaj ) wystarczy go przecisnac przez praske. Dostalam taka od mamy i jej zastosowaniem sa glownie ziemniaki, i jak sie okazalo ser rowniez.

Maslo stopic.
Zmielony twarog zmiksowac z cukrem i zoltkami, dodawac stopniowo maki zmieszane z proszkiem do pieczenia i cukrem waniliowym. Gdy wszystko sie polaczy wlac stopione, chlodne maslo. Bialka ubic na sztywna piane i delikatnie polaczyc z serowa masa. Wylac do wczesniej przygotowanej blaszki wysmarowanej maslem i pozypanej maka. Brzoskwinie osuszyc i pokroic w 1cm paseczki. Poukladac na ciescie i delikatnie wcisnac w mase. Wstawic do nagrzanego piekarnika. Piec ok 1 godziny w temp 180ºC

*By ciasto nie opadlo mozna dodac lyzke kaszy mannej. Ja niestety nie posiadam i ciacho troszke opadlo.
**Brzoswinie z powodzeniem mozna zastapic rodzynkami

poniedziałek, 5 maja 2008

Produkcja twarogu w domowych pieleszach


Odkad wyjechalam z Polski, a bedzie to juz 11 lat, zawsze trafiam w miejsca gdzie bardzo trudno o tak proste produkty jak np. twarog. Nigdy nie moglam zrozumiec dlaczego w Irlandii przy tak rozwinietym rolnictwie nikt nie wpadl na pomysl produkcji twarogu. A przeciez Irlandczycy uwielbiaja cheesecakesy. Przy stale rosnacej liczbie przyjezdzajacych do Irlandii Polakow polskie sklepy "wyrastaja" jak grzyby po deszczu". Niestety, a moze stety, los rzucil mnie do Portugalii gdzie znowu borykam sie z jeszcze wiekszymi problemami nabycia niektorych polsko-podobnych produktow. Ale za to jak tu pieknie i przy pomocy niektorych blogowiczek naucze sie wielu bardzo pozytecznych rzeczy, i mam nadzieje ze w kwestiach kulinarnych juz niedlugo nie bede odczuwac ze jestem na obcej ziemi.

Na moim (jednym z wielu) ulubionym forum Zwiazki Mieszane znalazlam przepis na twarog. Efekt byl zdumiewajacy: kremowy, nie sypki, nie kwasny, taki jak lubie. Nawet nie zdawalam sobie sprawy w jak prosty sposob mozna wyprodukowac takie pysznosci. Z tego wzgledu ze twarogu nie jadlam prawie przez dwa lata natychmiast zaczely przemykac mi w myslach dziesiatki przepisow z jego wykorzystaniem. Ale o tym w nastepnym poscie. Szczerze namawiam do wyprobowania.

Produkcja twarogu

Potrzebujemy 2 litry mleka (moze byc UHT, pasteryzowane, homogenizowane czy jeszcze jakie tam wystepuja a nie sa to mleka prosto od mucki)
litr maslanki (Karnemelk lub Buttermilcha)
1 kubeczek smietany kwasnej (sour cream)

Mieszamy maslanke i smietane i dolewamy mleka. Odstawiamy do ukiszenia.
U mnie czas skisniecia mleka to okolo 1 dzien ale wszystko zalezy od pogody, temperatury itp. czasami wymagane jest 2 dni. Ale najlepszy sposob czy mleko juz sie nadaje, to metoda organoleptyczna- palec w garnek i oblizac, wtedy bedzie sie wiedzialo czy mleko juz kwasne, poza tym powinno zgestniec. Wtedy stawiamy garnek na maly gaz i gotujemy (nie musi sie zagotowac) do momentu az nam sie oddzieli, nie mieszamy !! Ewentualnie delikatnie zgarniamy do srodka z brzegu. Gdy juz mleko nam sie rozwarstwi, przelewamy przez sito wylozone plocienkiem (bialym!!), lub tetrowa pielucha i wieszamy gdzies albo zostawiamy na tym sicie do odciekniecia. Mozna serek czyms przydusic by pomoc mu w odciekaniu, chociaz z doswiadczenia wiem, ze pozostawiony sam sobie jest jakis taki lepszy. Po odciekniecu twarozek nadaje sie do jedzenia. Z 2 litrow mleka wychodzi ok 500g twarogu.

Uwaga nowy wynalazek, serwatka ktora zostaje z twarogu doskonale nadaje sie do picia. I jest swietna baza pod koktajle. Np. miksujemy dwa banany, dwie nektarynki i podlewamy serwatka. Pycha! Żaden sok sie temu nie rowna.

środa, 30 kwietnia 2008

Bialko w lodowce? Czas na kokosanki


No wlasnie. Juz nie moglam patrzec na to biedne bialko, ktore za kazdym razem jak otworzylam lodowke wolalo: zrob cos ze mna bo sie zasmiardne ze zlosci. I zanim to zrobilo postanowilam zrobic kokosanki. Tak naprawde po raz pierwszy w zyciu, co okazalo sie wielkim sukcesem, gdyz sa znacznie smaczniejsze niz te sklepowe. Jedynym mankamentem jest to, ze natychmiast znikaja z blachy. Te do zdjec musialy byc dobrze ukryte, by czujne oko pochlaniaczy ich nie dostrzeglo.

Kokosanki:

Skladniki:
200 g wiorkow kokosowych
100 g cukru
1/2 kostki masla
4 lyzki mleka
3-4 bialka
1 lyzeczka esencji waniliowej

Sposob przygotowania:
Ubic piane z bialek. W garnku rozpuscic maslo z cukrem, nastepnie dodac mleko i wiorki. Gotowac na malym ogniu przez kilka minut stale mieszajac. Zestawic garnek z ognia, dodac piane i delikatnie wymieszac. Mase wykladac lyzka na blache wylozona pergaminem, i piec w temp. 180ºC do momentu az sie lekko zezloca. Wtedy nalezy je potraktowac jak bezy, i troszke podsuszyc- zmniejszyc temp. do 100ºC i piec do momentu az troszke stwardnieja. Py-chot-ka!

wtorek, 29 kwietnia 2008

Dahl z czerwonej soczewicy i shak* z kapusty


* shak jest to ogolnikowa nazwa dania hinduskiego, czyli w tym wypadku cabbage shak, czy cauliflower shak,

Czerwona soczewica jest dostepna w wiekszosci supermarketow, bardzo szybko sie ja gotuje i tylko wystarczy wyobrazni do jej wykorzystania. Najbardziej w moim domu jest lubiana w formie dahl, czyli dla niektorych (np. mojej mamy ku zdziwieniu meza) zwana po prostu zupa. Dahl ten jest gotowany na bazie mleka kokosowego, zazwyczaj nie uzywanego w domu rodzinnym mojego meza, moze dlatego tak go uwielbia. Przepis zaciegnelam z ksiazki, ktora niestety przepadla w czasie przeprowadzki z Irlandii, i wedlug niego nalezy dodac znacznie mniej mleka kokosowego, jednak z doswiadczenia moge powiedziec ze zuzycie tylko czesci zawartosci puszki z mleczkiem kokosowy rowna sie (w moim wypadku) zmarnowaniem reszty. Zatem wlewam cala zawartosc puchy do gara, choc wiem ze wiaze sie to ze stratami wizualnymi dania, poniewaz dahl jest zamiast ciemno-pomaranczowo-czerwony, raczej taki zoltawy. Ale za to jak smakuje!!

Dahl z czerwonej soczewicy lacze zazwyczaj z daniem "suchym", takim jak kalafior lub kapusta. Oczywiscie do takich dan swietnie pasuje jogurt naturalny, jezeli ktos lubi, no i koniecznie ryz (przepis na sypki ryz za kazdym razem jest tutaj


Dahl z czerwonej soczewicy

Skladniki:
1 duza cebula
2-3 zabki czosnku
1 lyzka gee (sklarowanego masla) lub dodatkowa lyzka oleju
2 lyzki oleju slonecznikowego
3/4 szkl soczewicy
1 puszka pomidorow
1 puszka mleczka kokosowego
1 szklanka bulionu warzywnego (ja uzywam 1 lyzke ziarenek smaku zalanych wrzatkiem)
1/2 lyzeczki czarnych ziaren musztardy
1 lyzeczka kaleandry w proszku
1/2 lyzeczki kurkumy
1/2 lyzeczki ostrej papryki
3/4 lyzeczki garam masala
sok z 1/2 cytryny



Sposob wykonania:
Przygotowac bulion warzywny, lub zalac 1 lyzke ziarenek smaku wrzatkiem.
Na rozgrzany olej i gee wrzucic ziarna musztardy, przykryc i poczekac az przestana pekac. Zestawic garnek z palnika i wrzucic pokrojona drobno cebule i czosnek. Mieszajac nie dopuscic do zarumienienia. Mozna ponownie postawic garnek na malym gazie i smazyc przez 3 min. Wsypac wszystkie przyprawy: koleandre, kurkume, papryke, garam masala i caly czas mieszajac smazyc przez 1 min. To czas kiedy przyprawy podgrzewajac sie wydobywaja maksimum aromatu. Dodac odsaczone i pokrojone pomidory i przeplukana na sicie soczewice. Wszystko zalac mlekiem kokosowym i dokladnie wymieszac. Przykryc i dusic na malym ogniu przez kilka minut. Stopniowo dolewac bulion. Soczewica wchlania wszystkie plyny i latwo sie przypala, zatem wazne jest czeste i delikatne jej mieszanie, jak i dolewanie bulionu. Czas gotowania to ok 7-10 min. Konsystencja powinna byc zawiesista lecz niezbyt plynna, a soczewica popekana lecz nierozgotowana na jednolita mase. Na koniec wcisnac sok z cytryny. Udekorowac koleandra. Podawac jako danie glowne z ryzem.

Cabbage shak, danie z kapusty

1 mala glowka kapusty (obojetnie jakiego rodzaju)
3 lyzki oleju slonecznikowego
1 lyzeczka mieszanki kminku z koleandra w proszku (lub samej koleandry)
1/2 lyzeczki kurkumy
1/2 lyzeczki soli
1/2 lyzeczki ostrej papryki
1/2 lyzeczki czarnych ziaren musztardy
3 lyzki sosu pomidorowego z kartonika

Na rozgrzany olej wrzucic ziarna musztardy, przykryc garnek i poczekac az przestana strzelac. Dodac bardzo ostroznie umyta i pokrojona w cienkie paski kapuste (strzela bardzo glosno), podrzucajac przemieszac i wsypac wszystkie przyprawy i sol. Dokladnie wymieszac. Przykryc i dusic na malym ogniu. Kapusta ma w sobie duzo wody, wiec nie trzeba jej dolewac, jakkolwiek nalezy czesto mieszac i sprawdzac by nie przywarla do dna. Dodac sos pomidorowy i dusisc do momentu gdy kapusta bedzie miekka (czas gotowania zalezy od rodzaju kapusty). Podawac jako danie glowne z ryzem i jogurtem naturalnym. To naprawde proscizna! Zycze powodzenia.

piątek, 18 kwietnia 2008

Jogurtowe muffinki


Takie muffinki to jest to co moja rodzinka lubi najbardziej, ja do porannej kawy, corka do szkoly na deser, a maz tuz przed kolacja czym doprowadza mnie do szalu. Przepis ten zaczerpnelam od Agnieszki jednak zmodyfikowalam lekko wersje babkowa na muffinki. Goraco polecam, gdyz zachowuja one swiezosc przez bardzo dlugi czas, sa wilgotne i pyszne.




Jogurtowe muffinki

Skladniki:
3 jajka
180g cukru
125g jogurtu naturalnego
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
50g masła (bardzo miękkiego lub roztopionego)
250g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Piekarnik nagrzać do 180ºC. Jajka ubić z cukrem na jasnokremową masę. Dodać masło, jogurt i ekstrakt waniliowy nadal ubijając mikserem. Na niskich obrotach miksera dodać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Wlać ciasto do przygotowanych foremek muffinkowych i piec przez ok. 30 min lub aż patyczek wbity w środek ciasta będzie suchy.

piątek, 29 lutego 2008

Zielony moong z ciecierzyca w parze


Dla jednych jest fasola dla innych to soczewica, no coz wlasnie probuje troche edytowac ten post by nie wprowadzic jeszcze wiekszego zamieszania. Piszac go kilka tyg temu bylam pewna ze moong to soczewica, poniewac na opakowaniach widnieje taka nazwa, w dodatku tak jest traktowana w domu mojego meza- jako soczewica. Zdecydowalam ze nie bede ucinac ponizszej pogadanki na jej temat, pragne jednak sprostowac ze moong jest fasola, ale w moim domu juz chyba na zawsze bedziemy nazywac to lentils czyli soczewica. Trudno jakos to przezyje:) W razie niejasnosci zamieszczone jest zdjecie. Pozdrawiam

Jest staruszka wsrod roslin straczkowych bo ma juz ponad 2 tys lat. Byla uprawiana w Egipcie, Grecji i uchodzila za pokarm dla ubogich, ze wzgledu na wysokobialkowosc, niekaprysnosc jezeli chodzi o warunki do uprawy i przede wszystkim byla bardzo tania. Soczewica, bo o niej tu mowa nie zawiera, jak wiekszosc roslin straczkowych, tluszczu, dostarcza magnezu, fosforu, zelaza i wielu witamin, w tym A, B, i C. Nic wiec dziwnego, ze jest bardzo popularna wsrod wegetariansko nastawionych Hindusow.



Moja mama nazywa to zielonym ryzem, w jezyku Gujarati brzmi mniej wiecej "kiczieri". Najlepiej laczy sie on z "mokrymi" potrawami hinduskimi, (w sosie np. cieciezyca) i jogurtem naturalnym. Kiczieri jest daniem rozgrzewajacym, wiec popularnym w zimie, oraz przy problemach zoladkowych (bez Gee- sklarowanego masla)) lub innych schorzeniach.

Skladniki:
Polowki zielonej soczewicy, Moong
Ryz (nie dlugoziarnisty)
woda
sol,
sklarowane maslo- Gee (moze byc normalne)

Sposob wykonania:
Proporcja soczewicy do ryzu to 1:4. Najpierw soczewice dokladnie i kilkakrotnie pluczemy i odstawiamy na minimum 15 minut do namoczenia. Po tym czasie jeszcze raz dokladnie pluczemy, przesypujemy do garnka i dodajemy ryz. Zalewamy woda tak aby kilkakrotnie przewyzszala mieszanke. Lepiej dodac mniej wody a potem w czasie gotowania dolewac. Solimy (na 1/4 szkl soczewicy i szklanke ryzu- ok. 1 lyzeczki soli, zawsze mozna dosolic juz po ugotowaniu). Zatem mieszanke gotujemy na srednim gazie, czesto mieszajac przez kilkanascie sekund (latwo przywiera do dna), w celu uzyskania dosyc kleistej (nie sypkiej) konsystencji. Gdy ryz i soczewica beda juz miekkie dodajemy lyzeczke Gee, czyli sklarowanego masla i mieszamy. Maslo takie uzyskuje sie przez rozpuszczenie zwyklego masla i ponowne zastygniecie. Ja uzywam Gee z puszki, ktora nabylam w sklepie hinduskim.



Ciecierzyca w sosie pomidorowym.

Skladniki:
1 mala puszka ciecierzycy
1 puszka pomidorow
1 cebula
2 zabki czosnku
1/4 lyzeczki czarnych ziaren musztardy
1/4 lyzeczki ostrej papryki
1/4 lyzeczki kurkumy
1 lyzeczka soli
1 lyzeczka cukru
1 lyzeczka Garam Masala
kilka galazek swiezej koleandry
3 lyzki oleju (np. slonecznikowego)

Sposob wykonania:
Rozgrzac olej w garnku, wrzucic ziarna musztardy, a gdy przestana pekac drobno pokrojona cebulke i czosnek na ok 3 min. Wsypac wszystkie przyprawy (takze cukier i sol) i podgrzewac z cebulka ok 1 min. Dodac pokrojone w kostke pomidory z puszki razem z sosem i dusic wszystko pod przykryciem przez kilka minut. Na koniec wsypac odsaczona z soku i wyplukana ciecierzyce. Wymieszac i gotowac na malym ogniu jeszcze przez jakis czas. Wsypac pokrojona koleandre.

Smacznego!

Gdzie sa Ci Dzentelmeni??


Tak mnie jakos wzielo na bla bla, poniewaz przypomnialam sobie kilka bardzo ciekawym momentow w moim zyciu z udzialem mojego meza.

Czy Wasi faceci sa dzentelmenami?

No wlasnie, mozna dlugo dyskutowac i przekomarzac sie gdzie sie konczy dobre wychowanie a zaczyna "dzentelmenizm"? Nie chodzi mi oczywiscie o filmowe sceny typu- facet wybiega na skrecenie karku z samochodu by otworzyc drzwi swojej pani po to tylko by sobie moze paznokcia nie zlamala klameczka. Chyba by mnie rozerwalo na strzepy, bo dziesiec razy szybciej wysiadlabym bez jego pomocy.

Musze przyznac, ze mezusia swojego musialam do tego rodzaju zachowania przyuczyc, czyli otwieranie drzwi i wpuszczanie mnie przed siebie...takie podstawy. Oczywiscie w jedwabnych rekawiczkach, bo inaczej to stawia rogi i nici z moich "wskazowek". I wlasnie gdy myslalam ze podstawowa wiedza zostala opanowana nastapil klops. No moze nie tak zupelny, bo wszystko da sie wytlumaczyc, ale wyobrazcie sobie:

Jestem w osmym miesiacu ciazy (czuje sie jakbym byla slonica, czyli w dwuletniej ciazy) wielka jak lokomotywa, jedziemy z mezuskiem samochodem do szpitala na cotygodniowe juz ogledziny. Jako ze ostatnia wizyta (4 godz czekania) byla urozmaicona moim omdleniem, tym razem przygotowalam plecaczek swiezutkich buleczek, jablek i soku, z tym ze polowe pochlonelismy juz w samochodzie. Najpierw zostalam wezwana do pokoju pielegniarek, a moj przejety maz zostal na poczekalni. Musze przyznac ze trwalo to dosyc dlugo, gdyz dzieck zdecydowalo sie poprzestawiac mi rzebra, potem mialo czkawke, potem jeszcze sie powiercilo, znowu czkawka...i tak z godzine trwalo zanim wykaz bicia jego serduszka mogl byc odczytany. Kazda pacjentka wychodzila z pokoju z karteczka dlugosci 10 cm, moj wykaz mial 3 metry.

Z rozmarzeniem rzucilam sie na plecaczek z jedzeniem, nurkuje... a tam same papierki ...pozarl wszystkie, nie_do_wiary!! Swojej ciezarnej zonce od ust odebral, zloczynca!! Ale zostawilem ci jablko, powiedzial. No coz zapchalam sie tym jabkiem i nadal czekalismy tym razem na wizyte u lekarza. Sala wygladala jak plaza z fokami, takie wielkie, rozlane na dosc wygodnych fotelach. Piekne, tylko te czekanie dobijajace. Moj mezus wlasnie sobie drzemal i postanowil polozyc glowke mi na ramieniu, bo mu bylo niewygodnie...No nie! Nie dosc ze mi jedzenia zaluje to jeszcze mu ciasno. Rozejrzyj sie wokol, a co maja powiedziec te biedne foczki??! Pomyslalam. Syknelam jedynie, czy mu poduszeczki nie przyniesc.

Sama tez juz przysypialam, starajac sie jednak trzymac prosto glowe, gdy nagle uslyszalam: Pani Agata proszona do pokoju nr 2. Jak ten (mezus kochany) nie wyrwie ze swojego krzesla, tylko sie zakurzylo, zostawil mnie w tyle, zapomnial milionow toreb i papierow, ktore musialam pozbierac. Poczlapalam za nim (czy foki czlapia?) dzielnie jak tragarz, usmiechajac sie od ucha do ucha. Moj kochany spiacy dzentelmen.

wtorek, 26 lutego 2008

Drzewko za klikniecie


Wystarczy kliknąć na stronę Klimat dla Ziemi, a Fundacja Nasza Ziemia posadzi w latach 2008 - 2009 jedno drzewko. Czym więcej wejść na stronę tym więcej drzewek.

Uwaga! Akcja trwa do "Dnia Ziemi", czyli do 22 kwietnia 2008 roku! Informacje o ilości sadzonych drzewek będą na bieżąco zamieszczanie na stronie www.klimatdlaziemi.pl. Fundacja Nasza Ziemia przygotowuje się do posadzenia 1 miliona drzewek w różnych rejonach Polski.



„Ludzkość znalazła się w wyścigu o życie z globalnymi zmianami klimatu, a ludzie im zaprzeczający stanowią dziś odpowiednik Towarzystwa Płaskiej Ziemi”,

Malcolm Wicks, brytyjski minister ds. energetyki, 2006

"Globalne ocieplenie jest dziś największym zagrożeniem dla ludzkości, większym nawet od wojny nuklearnej”,

Stephen Hawking, 2007

Zatem, moi drodzy, namawiam do klikania i rozszerzania tej akcji na swoich stronach internetowych/blogach

Agata

sobota, 23 lutego 2008

Salatka z kozim serem i sosem vinegret


No nareszcie cos zdrowego na moim blogu. Wczoraj postanowilam zaserwowac mezusiowi salatke, do ktorej zainspirowal mnie Pan Maklowicz w swoim ostatnim programie telewizyjnym. Bardzo zmodyfikowana wersje zaserwowalam mu jak tylko wrocil z pracy, i doczekalam sie komplementu, ze jest lepsza niz z restauracji. To za sprawa sosu vinegret, koziego sera i zgrylowanych warzyw. Wszystko pieknie sie laczy i naprawde wysmienicie smakuje.

Porcja na 2 osoby:
Skladniki:
10 malych pomidorkow (cherry tomatoes)
1/2 czerwonej papryki
2 garscie rukoli
kilka listkow salaty
1 kabaczek
1 baklazan
1 cebula
1/2 ogorka
kilka plasterkow koziego sera
galka muszkatalowa
sol, pieprz

Sos vinegret:
1 plaska lyzeczka musztardy Dijon
1 lyzeczka octu winnego
oliwa z oliwek
sol

Sposob wykonania:

Sos: W niewielkiej miseczce mieszamy musztarde z octem winnym do momentu az skladniki sie polacza. Dolewamy kilka kropelek oliwy i znowu starannie mieszamy. Gdy skladniki sie polacza dolewamy wiecej oliwy do uzyskania ulubionej konsystemcji. Ja nie lubie gdy sos jest bardzo wodnisty, lecz taki lekko "galaretkowaty". Solimy do smaku.

Uzywajac obieraczki do ogorkow/marchewki kroimi kabaczka scinajac go w cienkie paseczki. Baklazan i cebule rowniez kroimi nozem na cienkie plasterki. Wrzycamy na rozgrzana patelnie grilowa, solimy, dodajemy odrobine galki muszkatalowej, pieprzu i kilka kropel oliwy z oliwek. Mozna uzyc oliwy smakowej, tzn z dodatkiem papryczek, czosnku i ziol. Grilujemy do miekkosci i uzyskania pozadanego "przypalenia" a nastepnie wykladamy do malej miseczki do przestudzenia.

Na duzym talerzu rwiemy listki salaty.
W miseczce mieszamy rukole, przekrojone pomidorki, ogorek i papryke. Lekko solimy i dolewamy kilka kropel oliwy z oliwek. Mieszamy delikatnie rekami i wykladamy duza garsc na salate. Na wierzch ukladamy zgrilowane warzywa. Dekorujemy kilkoma kawalkami pomidorkow i obkladamy plastrami sera. Oblewamy delikatnie sosem vinegret. Pyyyycha!

Salatka mojego meza byla suto okraszona pajdami chleba. Ja tam wole bez:)

piątek, 22 lutego 2008

Zostalam Ustrzelona :))


Oczywiscie nie przez ta pania ze zdjecia, ale Komarke i Agatka zapraszając do zabawy, której regułami są:

1. podać linkę do osoby, która nas ”ustrzeliła”
2. zacytować na swoim blogu reguły zabawy
3. wpisać 6 nieważnych, śmiesznych rzeczy na swój temat
4. „strzelić” do następnych 6 osób
5. uprzedzić wybrane osoby wpisując post na ich blogu

A zatem: co nieco o mnie.

1. Nie boje sie krwi, bo jestem honorowym dawca i nie mdleje na widok igly, lecz mdleje w momencie odrywania malutenkiego plasterka po pobraniu krwi, trzymajacego sie z calej sily skory i wloskow.

2. Uwielbiam wszelkiego rodzaju wiertarki, srubokrety i srubeczki z ktorymi szaleje po domu zawieszajac karnisze czy przymocowujac dodatkowe oswietlenie w kuchni. Z umilowaniem skrecam wszelkiego rodzaju meble typu "Ikea"

3. Jestem "Nocnym Markiem", potrafie przesiedziec przed telewizorem lub komputerem do rana, a gdy buszuje na blogach przed pojsciem spac mam zawsze kulinarne sny i budze sie glodna jak wilk.

4. Najwieksza kara jest dla mnie zabawa "Barbiami" z moja corka. Po minucie zaczynam ziewac.

5. Nie znosze "stworzen", ktore maja wiecej niz 4 nogi/odnoza, czyli wszelkiego rodzaju robactwo jak liszki i stonogi, Obrzydzenie!! o pajakach juz nie wspomne, z rozpaczy wciagam je w odkurzacz...tak mi wstyd

6. Ucze sie jesc roznego rodzaju stwory: zabie udka, osmiornice, kalamarnice, "muszlowce", ale slimaki nigdy nie zaznaja maich lask. Nie potrafie sie przemoc.

No wlasnie, teraz mam problem bo moje ulubienice blogowe juz zostaly ustrzelone dawno temu..Ide poszukac nastepnych, moze lista ulubionych sie wydluzy:))

Sprobujmy:

Dorotus76
Asiulini
Mirabbelka
Caritka
Elisabeth
Mayme

Chce dodac, ze zabawa nie jest przymusowa.

czwartek, 21 lutego 2008

Mus czekoladowy



Oj dalam sie dalam wciagnac w weekend czekoladowy i to zupelnie swiadomie!
Tak naprawde to nie przepadam za czekolada. BUUUUU juz slysze glosy tysiaca jej wielbicieli. Musze jednak to sprostowac- nie przepadam za czekolada jako "przekaska" a w momentach slabosci siegam po orzeszki ziemne lub krakersy czy chrupki, jednak lubie ja pod innymi postaciami: w ciescie, muffinkach, musach, choc te nie moga byz za bardzo "czekoladowe". Wlasnie kilka dni temu wyprobowalam przepis sasiadki Portugalki na mus czekoladowy, ktory jest jednym z podstawowych deserow w tutejszy restauracjach i domach. Zajada sie nimi moj maz i corka, ja zazwyczaj z menu wybieram cos ze smietanowo- budyniowych rewelacji, choc nie zawsze okazuja sie takowymi. Portugalczycy sa bardzo zarlocznym narodem, aczkolwiek dosyc wybrednym. Maja swoje fochy smakowe i przy wyborze jednej z wielu ulubionych restauracji potrafia przejechac kilkadziesiat kilometrow tylko dlatego, ze takowa serwuje frango- czyli ich ukochanego kurczaka, w taki sposob jak lubia. Ja w naszych ulubionych restauracjach mam juz opanowane wszystkie desery, niestety w zadnej nie przypadl mi do smaku mus czekoladowy, poniewaz jest on zazwyczaj zbyt bogaty (czytaj gorzkawy). Postanowilam wiec wyprobowac przepis sasiadki bo wygladal bardzo necaco. Pierwsze podejscie okazalo sie sukcesem smakowym, lecz porazka wizualna, poniewaz masa sie zwazyla, gdyz byla zbyt ciepla gdy dolaczylam ubita piane. Zatem przestroga- niecierpliwosc nie poplaca. Mus zostal przetestowany przez moja rodzine i naszego przyjaciela Hamiltona, ktory tylko uznaje szarlotke na moje nieszczescie, i okazal sie hitem wieczoru. Zatem, maniacy czekoladowi, do pracy!!



Skladniki:

200g ciemnej czekolady
2/3 szkl czarnej kawy (ja uzywam bezkofeinowej)
125g masla (pol kostki)
5 jajek
100 g cukru pudru
40ml winiaku (ja uzylam 30 ml krupniku- nie zupy oczywiscie:)

Sposob wykonania:
Oddzielic bialka od zoltek. Utrzec zoltka z cukrem pudrem na parze, dolewajac porcjami kawe i alkohol (naczynie powinno byc dosc glebokie) do uzyskania jednolitej masy. Odstawic. W innym naczyniu rozpuscic na parze kostki czekolady z kawalkami masla, lekko przestudzic po czym dolac do ubitych zoltek. Dokladnie wymieszac i odstawic do wystygniecia (!). W tym czasie mozna doprowadzic kuchnie do porzadku. Ubic bialka na sztywna piane i delikatnie wymieszac z ostudzona masa. Wlewac do schlodzonych pucharkow i wstawic do lodowki do zastygniecia. Mus jest najlepszy na nastepny dzien- to wersja dla cierpliwych. Mozna udekorowac bita smietana, lub potarkowana biala czekolada. Smacznego!


niedziela, 17 lutego 2008

Zlote kule ryzowe w platkach owsianych


Juz dawno nie mialam takiego niewypalu w garnku z ryzem...zagapilam sie i ryz wyszedl kleisty i zbity, moze dlatego ze nie byl to basmati, tylko jakis inny. Zjedlismy i taki, bo nie bylo czasu na poprawki, niestety bardzo duzo jego zostalo. Zgodnie z moim postanowieniem noworocznym (stop marnotrawstwu) trzeba bylo go jakos przetworzyc. Zrobilam kule ryzowe, piekne, smaczne i chrupiace. Mozna do nich dodac jakiekolwiek przyprawy, ja uzylam tylko kurkumy, ostrej papryki i odrobinki koleandry w proszku. Kule jak i wiekszosc hindukich przekasek jest smazona na glebokim tluszczu, ale fajny smaczek i chrupka skorupka to wynagradzaja.



Ugotowany ryz, najlepiej klejacy
Odrobina przypraw (w zaleznosci od ilosci ryzu): kurkumy, ostrej papryki, koleandry w proszku
sol do smaku
olej do smazenia

Sposob wykonania:

Ryz dokladnie mieszamy z przyprawami i sola reka lekko ugniatajac. Formujemy sredniej wielkosci kulki lekko zwilzonymi dlonmi. Optaczamy kulki w platkach owsianych i wrzucamy do rozgrzanego oleju. Smazymy na zlocisty kolor kilka minut.

sobota, 16 lutego 2008

Pizza z Presunto i rukala


Pizza- dla jednych to rarytas, dla mnie i owszem rarytas, ale przede wszystkim pozbycie sie nadmiaru produktow roznego rodzaju z lodowki. Tym razem nie zaserwowalam rodzince naszej ulubionej pizzy- smietnik (wegetarianskiej), czyli ze wszystkimi mozliwymi warzywami, ale wyprobowalam polaczenie Presunto i rukoli. Taka pizze jadlam lata temu w jednej z warszawkich restauracji, i musze przyznac, ze pierwsze spotkanie z rukola nie zrobilo na mnie wrazenia. Ale ludzie sie zmieniaja i ich smaki tez.
Rukola (Eruca sativa) zupelnie niedawna porzucila miano zielska i zostala doceniona za swoje walory smakowe i dekoracyjne. Nie jest ona wybredna, jezeli chodzi o rodzaj ziemi i uslonecznienie. Zamierzam zorganizowac sobie maly parapetowo-tarasowy ogrodek zielny, i z pewnoscia zaprosze do niego rukole. Charakteryzuje sie ona poszarpanymi, dlugimi, ciemnozielonymi liscmi a smakiem przypomina..no coz to mieszanka smakowa: chrzanowo-pieprzowo-orzechowa. Jest wysmienitym dodatkiem do salatek, wspaniale komponuje sie z serami, boczkiem i Presunto, owocami cytrusowymi i orzechami. Jej wykorzystanie nie zna granic, potrzeba tylko troche wyobrazni.


Skladniki:
Ciasto:
1/2 kg maki
paczka suszonych drozdzy (11g)
woda
szczypta soli

Dodatki do pizzy:
Presunto
ok. 300g sera (lub w zaleznosci w jakiej ilosci go lubimy, ja uzywam wszystkich ich rodzajow w duzej ilosci)
warzywa: kukurydza (ok. 1/2 puszki), duza cebula, 1 papryka, lub co posiadamy

dodatki: rukola, przyprawa do pizzy, lub oregano, sos pomidorowy z kartonika (ok. 3 duze lyzki) wymieszamy z ketchupem (tyle samo co sosu) i odrobina soli (lub sosu sojowego) i pieprzu.

Sposob wykonania:

Mieszamy make z drozdzami i sola i dolewamy tyle wody by ciasto nie kleilo sie do rak. Nie moze byc tez za twarde, poniewaz bedzie opornie roslo. Miske nakrywamy sciereczka (ciasto drozdzowe nie znosi przeciagow) i odstawiamy w cieplym miejscu do wyrosniecia. W tym czasie kroimi umyte warzywa wedlog upodobania, rwiemy presunto na mniejsze kawalki, tarkujemy ser, przygotowujemy sos pomidorowy i wykladamy duza blache pergaminem. Gdy ciasto podwoi swoja objetosc, wyjmujemy go z miski i rozwalkowujemy (do rozmiarow blaszki) na posypanym maka blacie. Przekladamy ciasto na papier i smarujemy dokladnie (zwlaszcza po bokach) sosem pomidorowym. Ukladamy warzywa i presunto (zostawiajac kilka kawalkow do ulozenia na wierzchu pizzy), posypujemy przyprawa do pizzy, lub samym oregano, wowczas rowniez solimy. Wysypujemy potarkowany ser i ukladamy pozostale kawalki presunto. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180ºC i pieczemy przez ok. 30 min. Kroimi na male kawalki i dekorujemy rukola. Palce lizac! Smacznego.

*zdjecie na gorze to wersja z rukola dla moich nie przepadajacych za zielskiem zarloczkow, ta tutaj to moja :)))

środa, 13 lutego 2008

Topielec - ciasto drozdzowe


Orzechowo-cynamonowo-drozdzowa rozkoszna won przepelnila dzisiaj moje male mieszkanko. A to za sprawa topielca (prawie napisalam wisielca, co za koszmar!), czyli fantastycznego ciasta drozdzowego. Nazwa byc moze nie za bardzo apetyczna, pochodzi od tego, ze wyrobione ciasto wrzyca sie do naczynia z zimna woda az do momentu jego wyplyniecia. Przepis dostalam wieki temu, juz nawet nie pamietam od kogo, i nigdy nie mialam odwagi go wyprobowac, gdyz nie mam dobrej reki do drozdzy. W dodatku ilosc drozdzy (100g) do ilosci maki (750g) wydawala mi sie dziwna. Po triumfie tlusto-czwarkowych paczkow postanowilam przelamac obawy i wzielam sie do roboty. Pyszna kruszonke do tego ciasta, sprawcy tego orzechowo- cynamonowego aromatu, zapozyczylam od Agnieszki. O maly wlos moja ciezka praca nie poszla na marne, ale to tylko dzieki cennym radom mojej dzielnej w wysluchiwaniu miliona pytan, mamy. Musialam przelozyc ciasto, juz czesciowo obsypane kruszonka, do wiekszej blaszki (ba! wielkiej blachy!) bo z mniejszej ciasto by "ucieklo".
Ciasto to nie jest bardzo slodkie, takie wlasnie lubie, oczywiscie mozna nieznacznie zwiekszyc ilosc cukru, o 0.5 szklanki. Nie mam zupelnie doswiadczenia w ciastach drozdzowych i dla efektu estetycznego i smakowego dodalam skorke pomaranczowa (strzal w 10!!) i rodzynek...niestety te zginely w tlumie i trzeba ich bylo szukac z lupa. Prawie jak La Gallete, ciasto francuskie(?), moje ulubione, gdzie w srodku jest schowana niespodzianka, a kto ja znajdzie jest Krolem.

UWAGA!! Jezeli ktos nie posiada mega duzej blachy powinien uzyc tylko polowe skladnikow.

Skladniki:
Ciasto:
750g maki
4 jajka + 1 zoltko
1 kostka masla lub margaryny
100g drozdzy
1 szklanka mleka
1 szklanka cukru pudru
1 op. cukru waniliowego
Skorka pomaranczowa i bakalie (wedlug uznania)
szczypta soli

Kruszonka:
1/4 szkl pasty z migdalow, tahini, lub masla orzechowego
1 lyzka bialka
1/2 lyzki jasnego brazowego cukru
1 op. cukru waniliowego
1 lyzeczka cynamonu
szczypta soli
1 1/2 szklanki maki
125g masla

Sposob wykonania:
Maslo rozpuscic i odstawic do wystudzenia. Make przesiac do miski. Przygotowac rozczyn (w dosc duzym naczyniu) z letniego mleka, drozdzy i 1 lyzeczki cukru. Odstawic do wyrosniecia. W tym czasie mozna przygotowac kruszonke: Paste orzechowa utrzec z bialkiem, a nastepnie z miekkim maslem. Wymieszac suche skladniki, dodac do nich posiekane maslo z pasta orzechowa i zagniesc.
Przygotowac duza forme smarujac ja tluszczem i posypujac bulka tarta. Do duzego garnka wlac zimnej wody (prawie do pelna).
Kiedy rozczyn wyrosnie wlac go do maki, nastepnie dodac jajka, zoltko, rozpuszczone maslo i sol. Wyrabiac ciasto do momentu az bedzie lsniace i przestanie kleic sie do rak. Gotowe ciasto wlozyc do naczynia z zimna woda do jego wyplyniecia- ok. 10-15 min. W miedzyczasie do miski, w ktorej bylo rozrabiane ciasto wsypac cukry, bakalie i skorke pomaranczowa. Gdy ciasto wyplynie na powierzchnie przelozyc je do miski z bakaliami i cukrem i zagniatajac dobrze polaczyc. Przelozyc do wczesniej przygotowanej formy, posypac kruszonka i piec przez pierwsze 10-15 min w tmp. 50ºC, a nastepnie zwiekszyc do tmp. 175ºC. Piec przez 40-45min.

*Kruszonki wychodzi dosc duzo zatem pozostalosc mozna zamrozic
**Ciasto zle wyrobione nie wyplynie
***Forma naprawde musi byc duza, bo ciasto podwaja (a hakiem) swoja objetosc podczas pieczenia
****Ciasta wychodzi bardzo duzo, ktore swietnie nadaje sie do mrozenia. Kroimi w kwadraty i mrozimy w oddzielnych torebkach. 30 sec w mikrofali i mamy swiezuchne ciacho palce lizac.

wtorek, 12 lutego 2008

Wspomnienia karnawalu 2008

Karnawal, karnawal...jaki karnawal? Ani na balu pieknym nie bylam, ani pieknych parad nie widzialam, a jedyny moj wklad w tegoroczny czas szalenstwa to stroj dla mojej corki na szkolna parade. Co roku wszystkie szkoly w Portugalii organizuja swoje mini parady, i w zaleznosci od pogody maja one miejsce w centrach handlowych lub okolicznymi uliczkami, w poblizu szkoly. Moje dziecko wrecz zafascynowane strojem wampira przez dlugie lata nie dalo sie namowic na zmiane karnawalowo-halloweenowego wizerunku. W tym roku gdy spytalam w co chce sie przebrac oswiadczyla, ze w banana. W banana????? A gdzie ja kupie taki stroj, albo w jaki sposob go uszyje, nawet nie mam maszyny?? Po burzliwych rozmowach corcia poszla na kompromis, pod jednym tylko warunkiem, ze nie przebierze sie za ksiezniczke jak wszystkie jej kolezanki z klasy- nuda, stwierdzila. Musze przyznac, ze udalo nam sie stworzyc cos ...bardzo...interesujacego, aczkolwiek moim zdaniem bardziej nadajacego sie na Halloween. Stroj bardzo ekonomiczny: pizama z H&M na wyprzedazy, boa (te piora nadal znajduje w domowych zakamarkach, okropnosc) i makijaz- w sumie 1/3 ceny stroju ze sklepu, ale najbardziej liczy sie oryginalnosc.

Az trudno uwierzyc ze to jest moje dziecko: