piątek, 29 lutego 2008

Gdzie sa Ci Dzentelmeni??


Tak mnie jakos wzielo na bla bla, poniewaz przypomnialam sobie kilka bardzo ciekawym momentow w moim zyciu z udzialem mojego meza.

Czy Wasi faceci sa dzentelmenami?

No wlasnie, mozna dlugo dyskutowac i przekomarzac sie gdzie sie konczy dobre wychowanie a zaczyna "dzentelmenizm"? Nie chodzi mi oczywiscie o filmowe sceny typu- facet wybiega na skrecenie karku z samochodu by otworzyc drzwi swojej pani po to tylko by sobie moze paznokcia nie zlamala klameczka. Chyba by mnie rozerwalo na strzepy, bo dziesiec razy szybciej wysiadlabym bez jego pomocy.

Musze przyznac, ze mezusia swojego musialam do tego rodzaju zachowania przyuczyc, czyli otwieranie drzwi i wpuszczanie mnie przed siebie...takie podstawy. Oczywiscie w jedwabnych rekawiczkach, bo inaczej to stawia rogi i nici z moich "wskazowek". I wlasnie gdy myslalam ze podstawowa wiedza zostala opanowana nastapil klops. No moze nie tak zupelny, bo wszystko da sie wytlumaczyc, ale wyobrazcie sobie:

Jestem w osmym miesiacu ciazy (czuje sie jakbym byla slonica, czyli w dwuletniej ciazy) wielka jak lokomotywa, jedziemy z mezuskiem samochodem do szpitala na cotygodniowe juz ogledziny. Jako ze ostatnia wizyta (4 godz czekania) byla urozmaicona moim omdleniem, tym razem przygotowalam plecaczek swiezutkich buleczek, jablek i soku, z tym ze polowe pochlonelismy juz w samochodzie. Najpierw zostalam wezwana do pokoju pielegniarek, a moj przejety maz zostal na poczekalni. Musze przyznac ze trwalo to dosyc dlugo, gdyz dzieck zdecydowalo sie poprzestawiac mi rzebra, potem mialo czkawke, potem jeszcze sie powiercilo, znowu czkawka...i tak z godzine trwalo zanim wykaz bicia jego serduszka mogl byc odczytany. Kazda pacjentka wychodzila z pokoju z karteczka dlugosci 10 cm, moj wykaz mial 3 metry.

Z rozmarzeniem rzucilam sie na plecaczek z jedzeniem, nurkuje... a tam same papierki ...pozarl wszystkie, nie_do_wiary!! Swojej ciezarnej zonce od ust odebral, zloczynca!! Ale zostawilem ci jablko, powiedzial. No coz zapchalam sie tym jabkiem i nadal czekalismy tym razem na wizyte u lekarza. Sala wygladala jak plaza z fokami, takie wielkie, rozlane na dosc wygodnych fotelach. Piekne, tylko te czekanie dobijajace. Moj mezus wlasnie sobie drzemal i postanowil polozyc glowke mi na ramieniu, bo mu bylo niewygodnie...No nie! Nie dosc ze mi jedzenia zaluje to jeszcze mu ciasno. Rozejrzyj sie wokol, a co maja powiedziec te biedne foczki??! Pomyslalam. Syknelam jedynie, czy mu poduszeczki nie przyniesc.

Sama tez juz przysypialam, starajac sie jednak trzymac prosto glowe, gdy nagle uslyszalam: Pani Agata proszona do pokoju nr 2. Jak ten (mezus kochany) nie wyrwie ze swojego krzesla, tylko sie zakurzylo, zostawil mnie w tyle, zapomnial milionow toreb i papierow, ktore musialam pozbierac. Poczlapalam za nim (czy foki czlapia?) dzielnie jak tragarz, usmiechajac sie od ucha do ucha. Moj kochany spiacy dzentelmen.

3 komentarze:

koffee pisze...

Uśmiałam się :) nie powinnam pewnie, ale nie mogłam sie powstrzymać...
a wniosek ogólny - ech, ci faceci...

Agata pisze...

Powinnas, powinnas, bo wlasnie o to chodzi:)) Musialam sie tym z kims podzielic. Na sama mysl o tamtym dniu wciaz sie usmiecham "pod wasem". Pozdrawiam

Agatha pisze...

Agato Twoj malzon dogadalby sie z moim jak nic, i nie chodzi tylko o pochlanianie zapasow (notorycznie zapomina ze ja tez jadam ;) ) ale przede wszystkim o zostawianie mnie z torbami itd i latanie diabel wie gdzie ;)